Na uczelni sezon uatrakcyjniania życia studentom różnorakimi zaliczeniami w pełni. Dzisiaj stanęłam do walki, mam nadzieję, że zwycięskiej, po raz ostatni w czasie posylwestrowej kampanii, jaką zafundował nam mój kochany uniwerek.
Żyję ostatnio głównie według znanego studenckiego prawa:
Na książki czasu nie mam, muzykę zapuściłam (do co bardziej intensywnej nauki wolę mieć ciszę), chociaż pewną niespodziankę, jaka natrafiła na mnie w czeluściach facebooka, niedługo pokażę. ;)
Sens studenckiego kucia ginie wprawdzie nieco w wizji post-studenckiej przyszłości, ale pocieszając się typowym dla gatunku ludzkiego Schadenfreude: są tacy, co mają gorzej:
Chociaż przyznam, że taką, jak by to ująć... nieco-humanistką się czuję. Może nie do tego stopnia:
ale czymś tam z tej bardzo szeroko pojętej dziedziny wiedzy interesuję:
Zresztą, o humanistach i "humanistach" pisał co nieco (a niech będzie prawie reklama) Kolega Student.
I wprawdzie pracować będę, mam nadzieję, w zawodzie, który nie zalicza się według większości moich znajomych ze "studenckiej ławy" do nauk typowo humanistycznych, to może coś mi się tam w życiu przyda:
A jeśli nie, to trzeba uderzać w wiedzę ścisłą lub też umiejętności czysto techniczne:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz