Z książkowych spraw - skończyłam książeczkę polską, którą kupiłam sobie jeszcze na wakacjach: Anioły jedzą trzy razy dziennie Grażyny Jagielskiej, o pani, która trafiła do psychiatryka. Teraz zaczęłam Okruchy dnia - książkę autora japońskiego o angielskim kamerdynerze. ;)
Mam jeszcze do przeczytania cieniutką rosyjską - Sołżenicyna, ale to na potem.
Miałam na tez weekend jechać do domu, ale z pracy wypadło mi szkolenie - całkiem ciekawe, przyznam - które uniemożliwiło mi wyjazd z miasta nad morzem. No i pewnie pojadę za tydzień. Rodziców odwiedzić trzeba! ;)
Dzisiaj na pewnym portalu, który przeglądam: klik! znalazłam artykuł o chemii w pasztecie sojowym pewnej firmy. Przypomniało mi to o artykułach sojowych, które uwielbiam! :) Parówki sojowe śniadaniowe i chilli, tofu wędzone, tofu na kanapki z serem i kawiorem, zupa japońska z glonami i tofu... przykłady można by mnożyć. Soja - to jest to!
Byłam ostatnio na małej imprezce z dwójką znajomych. Czipsy, żelki, piwko... no wiadomo. I po piwie (no, dwóch piwach, ale nie całych) ;) Zrobiłam się pięknie czerwona na policzkach, czole i brodzie. Masakra. Już parę razy mi się to zdarzyło. Mój tata powiedział, że on miał to samo, w tym samym wieku mniej więcej. I u niego wiązało się to z nadciśnieniem podobno. Zmierzyłam sobie raz ciśnienie i miałam piękne, książkowe. ;) Więc to nie to. Po prostu piwo! ;)
Teraz też popijam sobie swojego ulubionego Żuberka (nie żeby reklama, no ale najbardziej lubię) ;) Nie wiem, czy jestem czerwona, bo nie mam lustra...
W ogóle na tym szkoleniu, na które musiałam iść, była najgorsza kawa, jaką piłam w ostatnim czasie... Nie wiem, czy to kwestia kawy, czy mleka, ale była okropna! Za to ciasteczka - pyszne, jak najbardziej! Nawet Jeżyki kokosowe dali, co mnie ucieszyło. No ale uczestnicy szkolenia też się na nie rzucili i zaraz ich nie było... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz