Byłam dziś na pierwszym szwedzkim. Okazuje się, że muszę sporo nadrobić, bo poszłam na zajęcia dla grupy, która miała dużo więcej godzin w zeszłym roku niż ja. Ale słownictwem nie odstawałam aż tak bardzo. ;) Przynajmniej będę miała motywację do pracy.
Zamiast zeszytu wzięłam notes, który przywlokłam kiedyś z jakiejś konferencji studenckiej. Podręcznika jeszcze nie mam, ale niedługo sobie skseruję. Legalnie, gdyż nasza szkoła kseruje w porozumieniu z wydawnictwem. ;)
Byłam dziś w dziale książkowym pewnego hipermarketu, do którego chodzę po zakupy. Kiedyś udało mi się dorwać tam ciekawą lekturę. Tym razem jednak się zawiodłam. Były tylko jakieś poradniki, książki dla dzieci i inne badziewie. Wyszłam z piwem, serem i galaretkami znanej, reklamującej się ostatnio intensywnie firmy.
W pracy jem sobie obiady. Mamy tam restaurację, gdzie za niską stawkę pracowniczą można dostać spore, smaczne danie. Jadłam tam już roladę z pstrąga z warzywami, faszerowaną warzywami paprykę, kiełbaskę z cebulką czy też skrzydełka z kurczaka. Do tego dostaje się ziemniaki i surówkę. Zazwyczaj biorę marchewkę w różnych postaciach, najbardziej lubię. ;)
Byłam dziś u kosmetyczki na regulacji brwi. Trzeba wyglądać przed wyjazdem do rodziny. :) Pozostała mi jeszcze wyprawa do sklepu po eleganckie ubrania, ale to zostawiłam na przyszły tydzień. Nie potrzebuję na gwałt. Lubię chodzić po sklepach z ciuchami, jak większość kobiet, ale nie sama. Najlepiej z koleżanką albo mamą. Zawsze doradzą, obejrzą, spojrzą krytycznym okiem. Zwłaszcza mama, której mało co się na mnie naprawdę podoba. ;)
Tylko najgorzej jest potem przy kasie, kiedy trzeba wyciągnąć kartę i widzi się te wypływające złotówki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz