No więc nowy rok! Wigilię spędziłam u rodziny, święta u innej rodziny, a potem wróciłam do Dużego miasta do pracy. Sylwester w Dużym Mieście, a nadchodzący długi weekend - znowu u rodziny. Cudnie!
Na święta dostałam ciuszki i jedno (dieta!) ciasteczko. ;) No i piwo chlebowo-miodowe od taty! Raczej więc dawałam niż dostawałam. Ach, zapomniałabym o wielkiej czekoladzie, którą ze względu na kaloryczność też głównie jadła rodzinka. Chociaż i ja troszkę. :) Rodzice dostali m.in. przyprawę do steków wołowych, jako że ten przysmak mama robi od jakiegoś czasu i chciałabym spróbować również w tej wersji.
A w czasie krótkiego - niestety! - wolnego przeczytałam dwie książki: Jeden dzień Iwana Denisowicza Sołżenicyna i Wystarczy być Kosińskiego. Cienkie książeczki, akurat na podróż pociągiem. :) Przeczytałam też część książki Bóg zawsze znajdzie ci pracę Reginy Brett. Kawałek tejże jeszcze został mi do ogarnięcia. Książka o lubieniu swojej pracy. ;) Akurat coś dla mnie!
Mama w ramach nietuczenia mnie kopiła mi na kolację warzywa. Na obiad również jadłam warzywa, więc dla odmiany wypiłam sobie po kolacji piwo. W końcu relaks w domu, prawda?
A relaksu ciąg dalszy: oglądanie telewizji. Rzadko to robię, w Dużym Mieście nie mam nawet odbiornika, ale gdy przyjeżdżam do domu, zdarza mi się zerknąć. Tym razem na tapecie Animal Planet i ratowanie zwierząt.
A nasza kotka, zadbana na szczęście, wyleguje się w chyba najbardziej typowym dla kotów miejscu - w kartonie. ;) Zadowolona. Chociaż gdy chce się ją pogłaskać, ona próbuje zjeść głaszczącego. :)
A po weekendzie znowu do pracy. Po siódmej trzeba stawić się na miejscu, zameldować zastępcy szefa i zacząć działać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz